wtorek, 16 sierpnia 2011

Paradoksalny Londyn


Wczoraj wybrałam się na wycieczkę do Londynu. Głównym zamierzeniem było zaczerpnąć świeżego powietrza w  The National Gallery.  Pośrednim zbadanie nastrojów po kryminalnych rozbojach w północnym Londynie.  Tego dnia wstałam wcześnie rano co w moim przypadku nie zdarza się zbyt często, może za wyjątkiem dni w których musze iść  na poranna zmianę do Ikei. Pierwszą rzeczą jaka zrobiłam było sprawdzenie biletów na pociąg on line. Ku mojemu zdziwieniu koszt dwustronnego biletu wynosił 11 funtów. Tydzień wcześniej trzeba było zapłacić 68 funtów. Przetarłam oczy i upewniłam się czy nie śnię. Tak … od razu pomyślałam ze to na pewno przez zamieszki nikt nie chce jechać do Londynu, wiec South West Train zmniejsza ceny, biorę! Jadę! Założyłam wiec czarne legginsy, białą bluzkę, moja ulubiona cekinową kamizelkę, i czerwony kapelusik, przejrzałam się w lustrze i pomyślałam – uroczo. W drodze na stacje nagle zobaczyłam przed sobą wielka szara chmurę i szybko zerknęłam do torebki. Jest! Nie zapomniałam, uff. Wybieranie się w podróż bez parasola będąc w Anglii nie jest najdoskonalszym pomysłem. Tak wiec zanim dotarłam do stacji legginsy ociekały  już woda a trampki zrobiły się jakieś cięższe. Cóż nie źle jak na początek pomyślałam i zakupiłam kubek gorącej cafe latte. Czekając na pociąg przeglądałam przewodnik po National Gallery który dostałam od mojego dobrego przyjaciela Mike’a pół roku  temu. Wreszcie doczekał się praktycznego użycia  podczas wybierania przeze mnie pierwszej trasy zwiedzania. Podróż do Londynu wynosiła 2h 35 min. I w zasadzie gdybym nie była przemoczona i zmarznięta byłaby o wiele przyjemniejsza. Wysiadłam na ostatniej stacji ,słynnym London Victoria. Oczy miałam szeroko otwarte ze zdziwienia…to niesamowite jak wielu ludzi podróżuje codziennie z tego bądź do tego miejsca. Pierwsza myśl jaka nasunęła mi się wtedy było o boże !jaki tłum. Stacja kolejowa jest połączona jest ze stacja metra wiec nie dość ze przyjezdni turyści to jeszcze gromadzi się tam polowa mieszkańców Londynu. Melonik prawie spadł mi z głowy gdy biegłam pomiędzy taksówkami i przechodniami aby w chwile później skacząc jak kózka przez kałuże znaleźć się  na najbliższm widocznym przystanku autobusowym. Zapytałam – którędy na Trafalgar Square? Autobus numer 24 dwa stanowiska dalej – usłyszałam z ust przystojnego afroamerykanina.  Zapłaciłam za bilet i już chwilę później witałam się z Big Benem podziwiając z zachwytem wspaniale budowle w Westminster Abbey. Po 15 minutach jazdy autobusem który częściej zatrzymywał się niż jechał wysiadłam na placu Trafalgar Square a mijając tłumy przechodniów mój wzrok przyciągnęły monstrualne lwy z brązu dumnie strzegące 55 metrowej  kolumny Nelsona.. Tłum tłum i jeszcze raz tłum, wycieczki, grupy przyjaciół , młodzieży , cale rodziny urządzały sobie piknik w tym jakże urzekającym miejscu rozkoszując się uroczym szumem wody tryskającej z dwóch położonych symetrycznie fontann. Gmach National  Gallery od frontu wydawał się zjawiskowy i majestatyczny, boski wręcz. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w kierunku ogromnych szerokich schodów prowadzących do wejścia. Z wielka ekscytacja,  stawiałam kolejne kroki przyglądając się architekturze miejsca…zawahałam się przygryzając wargi… czy nie powiadają że najlepsze zawsze zostawia się na koniec? Z uwagi na swój niecierpliwy temperament postanowiłam tym razem zrobić  cos zgodnie z książką. Wyjęłam przewodnik i  postanowiłam rozpocząć zwiedzanie od bocznego skrzydła Sainsbury które jak mniemałam miało mnie doprowadzić wnet do sal głównych.  Rozglądając się dookoła weszłam na drugie piętro galerii  do sali nr 10 w której  po środku ujrzałam obraz „Wenus i Mars" autorstwa Sandro Botticelli..i wpatrywałam się w niego analizując każdy szczegół i nawet nie wiem w którym momencie po policzkach popłynęły łzy. Czy wszystko w porządku ? Usłyszałam głos stojącej obok kobiety. Tak wszystko w porządku- odparłam-to nic,  po prostu się wzruszyłam.  Wzięłam dwa głębokie oddechy i ogarnięta  uczuciem ogromnej radości ekscytacji „zawieszałam” się nad kolejnymi pracami. Wdzięcznością było to co czułam, wdzięczność  dla ludzi którzy pamiętają i cenią to co tak nie materialne. Sztuka, w dobie społeczeństwa skoncentrowanego tylko na wzbogacaniu się i osiąganiu coraz to wyższego statusu majątkowego, społeczeństwa które tak usilnie odrzuca miłość szacunek i piękno jako jedyne i podstawowe wartości. Zarazem wielki żal za tych którym jakaś nie określona siła każe zabijać kraść i walczyć ze sobą. To właśnie w tym miejscu odniosłam się do północno-londyńskiego kilkudniowego dna jakie sięgnęło tyle setek młodych ludzi –wandali.  Paradoksalnie w mieście gdzie bogaty czy biedny, młody czy dorosły, wykształcony czy robotnik może przyjść usiąść na przepięknej skórzanej sofie i kontemplować Velazqueza czy Cezanne’a  ma miejsce akt nieludzkiego nie humanistycznego zrywu. W imię czego? Jeszcze raz nienawiści, podziałów. Zrobiło mi się słabo na samą myśl. Dlaczego tak często zastępujemy słowo wdzięczność na nie wdzięczność ?
 Później tego dnia gdy wróciłam do domu z wielkim entuzjazmem opowiadając o swoich doświadczeniach  i przemyśleniach zostałam najzwyczajniej  zgaszona przez współ lokatorów.
  Paulinko- powiedziałam- powinniście jechać i zobaczyć! to jest naprawdę niesamowite przeżycie, to jest nasza historia..historia człowieka od stuleci zapisana przez tych wielkich artystów. Artur mnie wyśmieje jak mu to zaproponuje- odpowiedziała -a ja pozostałam bez komentarza.

 Czy tak wychowuje się teraz młode pokolenie w Polsce? Gdzie są zajęcia z plastyki i muzyki? Dlaczego…wciąż pytam dlaczego nikt nie zwraca uwagi na absurdalna rzecz jaka zaistniała w obecnym szkolnictwie? Czy naprawdę nie potrzebujemy już sztuki i filozofii? Czy może po prostu poddajemy się prozie życia, będąc rozgoryczonym i sfrustrowanym, myśląc ze nie mamy już nic do przekazania następnym pokoleniom. Ze poza osiągnięciem samochodu domu i obszernego konta w banku nie potrzebujemy niczego więcej. A może czas najwyższy przewartościować  wartości które jak dotąd prowadzą tylko do tego że pewnej nocy lub dnia  to nasz dom będzie okradziony, samochód rozbity a ulice staną w ogniu.